Monika Ksieniewicz-Mil,
Artykuł ukazał się na portalu SiedemÓsmych (nieistniejącym już) w maju 2021 rok
11 maja, mija 10 lat od przyjęcia (i 6 lat od wejścia w życie) przez Radę Europy Konwencji o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej, zwanej potocznie konwencją stambulską.
Im więcej równości płci, tym mniej przemocy wobec kobiet, słyszymy często przy okazji rozmów o konwencji. Tak, ale w idealnym, wolnym od patriarchatu społeczeństwie. Jak na razie jednak żaden kraj na świecie nie jest całkowicie przemodelowany tak, żeby można go było nazwać równościowym. Kwestia równych praw stała się szeroko znana po II wojnie światowej, ale tak naprawdę dopiero od jakichś 50 lat możemy mówić, że koncepcja równości kobiet i mężczyzn funkcjonuje w powszechnym obiegu. Jedną z zasad horyzontalnych Unii Europejskiej od 1997 roku jest gender mainstreaming, czyli wprowadzanie perspektywy równości płci do szerokiego nurtu – nie tylko prawa, ale całego społeczeństwa.
1 maja minęło 17 lat od wstąpienia Polski do Unii Europejskiej. Wydawałoby się, że skoro Polska jest krajem wysokorozwiniętym, należy do wszystkich organizacji międzynarodowych, w tym europejskich, ratyfikowała niemal wszystkie instrumenty prawne dotyczące praw człowieka (z wyjątkiem Europejskiej Konwencji Biomedycznej), prawa kobiet nie powinny już budzić kontrowersji. A mam wrażenie jakby dyskusja o tym, co znaczy cywilizacja, demokratyczne państwo i rola kobiet, cofnęła nas w czasie.
Cywilizacja powinna być oceniana przez jej stosunek do mniejszości – te słowa Mahatmy Ghandiego lubiła cytować Izabela Jaruga-Nowacka, kiedy sprawowała funkcję ministry ds. równego statusu kobiet i mężczyzn. Kobiety są największą mniejszością na świecie, ale czy ich prawa de facto są przestrzegane? De jure na szczęście już tak, w większości krajów na świecie jest lepsze lub gorsze prawo w tym zakresie. Od deklaracji polityków i przywódców państw (słynne słowa Hilary Clinton wypowiedziane podczas światowej konferencji kobiet w Pekinie w 1995 r.: Prawa kobiet są prawami człowieka) ważniejsze są instrumenty prawne, które oprócz funkcji edukacyjnej, wymuszają prawdziwe zmiany legislacyjne w krajach, które je przyjmują.
Nie byłoby ani konwencji stambulskiej, ani problematyki przemocy wobec kobiet jako aspektu naruszenia praw człowieka, gdyby nie konwencja ONZ w sprawie likwidacji wszelkich form dyskryminacji kobiet z 1979 r., oparta na założeniu, że przyczyną dyskryminacji kobiet są stereotypy i określona wizja tego, co jest kobiece (w uproszczeniu: zajmowanie się domem i wychowywaniem dzieci), a co męskie (domena publiczna, zarabianie, głosowanie), która pokazuje jak likwidować te nierówności.
Nierówność zaczyna się od stereotypu, a nie ubioru czy preferencji seksualnych.
Historia
Rada Europy już w latach 90. XX wieku zaczęła podejmować działania promujące inicjatywy na rzecz ochrony kobiet przed przemocą. Pokłosiem wysiłków organizacji na rzecz osiągnięcia tego celu było przyjęcie w roku 2002 Zalecenia Komitetu Ministrów Rady Europy o ochronie kobiet przed przemocą.
Pamiętam (od początku prac nad konwencją do jej podpisania byłam osobą odpowiedzialną w polskim rządzie za jej negocjowanie) jak w 2006 byłyśmy razem z Renatą Durdą, szefową „Niebieskiej Linii IPZ” na specjalnym posiedzeniu w Radzie Europy zanim w ogóle powstała grupa robocza ds. konwencji – jej powstanie poprzedzała ogólnoeuropejska kampania prowadzona w latach 2006-2008, która miała na celu oswojenie opinii publicznej państw europejskich z tematyką zwalczania przemocy wobec kobiet, w tym przemocy domowej – w wielu krajach taka kampania odbywała się po raz pierwszy.
Rada Europy przepytała wszystkie 47 rządów oraz ich delegacje złożone z przedstawicieli ministerstw i organizacji pozarządowych czy naprawdę jeden, kompleksowy dokument w sprawie zapobiegania przemocy ze względu na płeć jest potrzebny. Wszyscy jak jeden mąż (nomen omen), może z wyjątkiem Watykanu i Rosji, które to od początku nie widziały konieczności działań ww. temacie, byli za.
W 2008 r. do życia powołany został Komitet ds. zapobiegania i zwalczania przemocy wśród kobiet i przemocy domowej (CAHVIO). Jego celem było opracowanie takiego dokumentu – w formie umowy międzynarodowej. Tekst konwencji ujrzał światło dzienne w grudniu 2010 roku po dziewięciu spotkaniach komitetu. W kwietniu 2011 r. dokument przyjął Komitet Ministrów Rady Europy, w którym zasiadają przedstawiciele każdego z państw. Umowę podpisywać można było od 11 maja 2011 r. W tym samym czasie odbywała się 121. Sesja Komitetu Ministrów w Stambule, bo prezydencję w Radzie Europy sprawowała Turcja. Stąd też potoczna nazwa dokumentu – Konwencja Stambulska. Turcja była też jednym z najaktywniejszych państw wspierających powstanie konwencji po tym, jak głośnym echem odbiła się sprawa żywcem zakopanej dziewczyny za to, że „splamiła honor rodziny”, bo spotykała się z chłopcem bez ślubu. Sekcja zwłok wykazała, że w momencie śmierci miała piach w płucach. Ten bestialski mord wstrząsnął opinią publiczną. W tamtym czasie Turcja bardzo chciała wstąpić do Unii Europejskiej i być postrzegana jako nowoczesny kraj, deklarowała również chęć ograniczenia barbarzyńskich praktyk wobec kobiet, które miały miejsce głównie w kurdyjskich wsiach.
Polska była 26. państwem, które podpisało konwencję. Agnieszka Kozłowska-Rajewicz, ówczesna pełnomocniczka rządu ds. równego traktowania, podpisała ją 18 grudnia 2012 r. w Strasburgu.
– Trudno zapomnieć tak znaczącą chwilę w historii praw kobiet w Polsce – wspomina. -Strasburg tonął w bożonarodzeniowym nastroju, pełen oświetlonych lampkami choinek, pachnący świątecznymi przysmakami sprzedawanymi na targu. 18 grudnia to był pierwszy możliwy termin, dostępny dla aktu podpisania Konwencji. Mieliśmy za sobą gorącą debatę polityczną, wewnątrz-rządowe spory podsycane naciskami kościoła katolickiego, który jest dominującym kościołem w Polsce (ponad 90% Polaków deklaruje katolicyzm jako swoją religię). Ale byliśmy gotowi: Sejm kończył prace nad projektem prawa w zakresie trybu ścigania za gwałt oraz wieloma przepisami wynikającymi z tzw. dyrektywy ofiarowej Unii Europejskiej, co zbliżyło Polskie prawo do tego wymaganego przez Konwencję. Dzięki temu, Rada Ministrów, w gorącej atmosferze dyskusji o prawach kobiet i „gender”, wyraziła zgodę na podpisanie Konwencji. Krótko po tym, wraz z Moniką Ksieniewicz, wówczas wicedyrektorką mojego biura w Kancelarii Premiera, pojechałyśmy do Strasburga. Pamiętam ten moment, gdy trzymałam pióro nad aktem podpisania Konwencji i w imieniu Polskiego Rządu, jednym ruchem ręki, miałam zamknąć etap sporów o to „czy?” i rozpocząć etap dyskusji o tym „ jak?”. W jaki sposób, jakimi dokładnie przepisami, zabezpieczymy kobiety przed przemocą, wykonując Konwencję – mówi Agnieszka Kozłowska-Rajewicz.
Urszula Gacek, ówczesna Ambasadorka RP przy Radzie Europy również ma z tego okresu wspomnienia:
– Pamiętam długie, trudne negocjacje nad konwencją – opowiada. – Wiadomo było, że trzeba uzgodnić treść, którą zdoła zaakceptować wszystkie 47 Państw członkowskich Rady Europy. Polska znalazła się w nieco „egzotycznej” koalicji ze Stolicą Apostolską i Rosją. Prac nie ułatwiał fakt, iż w samym rządzie nie było jedności. Premier Tusk popierał konwencję, ale konserwatywne skrzydło rządu miało problem z zapisami o tzw. „gender”. Sporo pracy i zabiegów wymagało uzyskania tej zgody na poziomie krajowym. Pomimo, że był to temat który mi towarzyszył przez moje 4 lata w Strasburgu, kiedy ostatecznie doszło do podpisanie Konwencji, ja już sprawowałam funkcję konsula Generalnego w Nowym Jorku. Chociaż nie uczestniczyłam w tym ostatnim etapie, bardzo się cieszyłam, że jednak udało się podpisać ten dokument.
Podpisanie konwencji jest pierwszym etapem zawierania umów międzynarodowych w trybie złożonym. W tym przypadku powinno to nastąpić w trybie podjętej przez parlament ustawy, która upoważni prezydenta do ratyfikacji. W przypadku Konwencji Stambulskiej możemy mówić o tzw. złożonym trybie zawarcia umowy – najpierw wyznaczony przez państwo pełnomocnik ją podpisuje i w ten sposób kraj wyraża swoją aprobatę dla ostatecznego tekstu umowy. Etap ten nie rodzi jeszcze żadnych skutków prawnych wobec państwa. Dopiero po realizacji etapu drugiego, tj. ratyfikacji umowy międzynarodowej i złożeniu przez państwo dokumentu u depozytariusza umowy, można mówić o związaniu się umową.
Zgodnie z postanowieniami zawartymi w umowie międzynarodowej wchodzi ona w życie po dokonaniu 10 ratyfikacji, z czego 8 państw musi należeć do Rady Europy. Po 10 ratyfikacji dokonanej przez Andorę 22 kwietnia 2014 roku, Konwencja weszła w życie 1 sierpnia 2014 roku. W Polsce – dokładnie rok później, 1 sierpnia 2015 roku po tym jak prezydent Komorowski złożył podpis na jej ratyfikacji. Wcześniej, na jej przyjęcie zgodę wyraziły Sejm i Senat. Od tego czasu Konwencja jest częścią polskiego porządku prawnego. Jak dotąd, dokument ten podpisało w sumie 45 państw, a ratyfikowały – 34 państwa. Natomiast dotychczas nie podpisały jej w ogóle dwa państwa członkowskie Rady Europy: Azerbejdżan i Rosja.
Wyjątkowość konwencji
Konwencja była kolejnym krokiem w poszerzaniu świadomości społeczeństw europejskich na temat szkodliwości przemocy wobec kobiet. Co stanowi o jej wyjątkowości? Przede wszystkim jej kompleksowość (i długość, ma aż 81 artykułów) –proponuje państwom-stronom zastosowanie specjalnych narzędzi i instrumentów przeciwdziałania przemocy. Nakazuje reagować na przemoc, która już miała miejsce (poprzez procedury ścigania, ochrony ofiar, penalizacji przestępstw), a także dotyczy prewencji i tworzenia odpowiednich struktur koordynacyjnych wewnątrz państwa.
Konwencja ma przeciwdziałać zarówno przemocy wobec kobiet, jak i przemocy domowej, bez względu na płeć ofiar. Jednak państwo, które ją realizuje, musi skupić się na kobietach, bo to one są głównymi ofiarami przemocy domowej.
Przemoc ze względu na płeć w świetle konwencji ma strukturalny charakter i wynika z historycznie nierównych relacji władzy między kobietami a mężczyznami. Relacje te doprowadziły do dominacji mężczyzn i podporządkowania kobiet. Nowością w konwencji jest właśnie aspekt gender (płeć społeczno-kulturowa) i skupienie uwagi wokół zagadnienia równości płci, a nie tylko praw człowieka.
Państwa Unii Europejskiej widziały dużo korzyści dla państw Rady Europy (UE liczy 27 członków, RE – 47, pozostałe 20 to w większości byłe republiki radzieckie). Wszystkie kraje finalnie zgodziły się co do tego, że przemoc wobec kobiet jest najdrastyczniejszym naruszeniem praw człowieka, że musi powstać jeden dokument który będzie zawierał obszerny materiał na temat strukturalnych nierówności, wskazujący stereotypy płciowe jako główny powód występowania przemocy wobec kobiet. Państwa zgodziły się, że do jej przeciwdziałania potrzebne jest przede wszystkim przeciwdziałanie dyskryminacji kobiet. Jednostkowe działania, sprowadzające się na przykład do zaostrzania kar za gwałt, na dłuższą metę za wiele nie dadzą.
Umieszczenie sformułowania gender-based violence było kamieniem milowym w rozwoju prawno-człowieczych traktatów międzynarodowych – żaden z nich do tej pory nie operował aspektem gender. Konwencja ma chronić kobiety przed wszelkimi formami przemocy oraz dyskryminacji; zwraca uwagę, że przemoc ma płeć – oparta jest na idei, że istnieje związek przemocy z nierównym traktowaniem, a promowanie równości pomiędzy kobietami i mężczyznami, walka ze stereotypami i dyskryminacją sprawiają, że walka z przemocą w rodzinie jest skuteczna. Ofiarami przemocy są przede wszystkim kobiety, a sprawcami – w większości mężczyźni i ważne jest, żeby prawo to uwzględniało. Więcej kobiet ginie z powodu przemocy wobec nich, niż mężczyzn na ulicy z powodu bójek czy kradzieży. 90 proc. ofiar przemocy to kobiety – statystyki są nieubłagane. Trudno mówić, że przemoc nie ma płci.
Konwencja dlatego dużo uwagi poświęca kobietom, ponieważ obejmuje formy przemocy, których doświadczają jedynie kobiety z tego powodu, że są kobietami (przymusowa aborcja, okaleczenie narządów płciowych) lub też takie, których kobiety doświadczają znacznie częściej niż mężczyźni (przemoc seksualna i gwałt, nękanie, molestowanie seksualne, przemoc domowa, przymusowe małżeństwo, przymusowa sterylizacja).
Konwencja podkreśla, że przemoc wobec kobiet i przemoc domowa nie mogą być dłużej uważane za sprawy prywatne, ale że państwa mają obowiązek, poprzez kompleksowe i zintegrowane polityki, zapobiegać przemocy, chronić ofiary i karać sprawców. Przyjmując konwencję, państwo zobowiązuje się do zmiany swojego prawa, wprowadzenia praktycznych rozwiązań i przeznaczenia zasobów finansowych na rzecz całkowitego braku tolerancji dla przemocy wobec kobiet i przemocy domowej. Zapobieganie i zwalczanie takiej przemocy nie jest już kwestią dobrej woli, ale prawnie wiążącym zobowiązaniem.
Ogólnie o konwencji
Konwencja z 2011 r. jest jedną z najmłodszych umów międzynarodowych z dziedziny ochrony praw człowieka w regionie obejmującym 47 państwa Rady Europy (i jurysdykcję Europejskiego Trybunału Praw Człowieka), dotyczącym tylko i wyłącznie przemocy ze względu na płeć. Może i byłoby wyjątkowe, że tego rodzaju dokument pojawił się w końcu w Europie, ale niestety, mimo, że Rada Europy lubi myśleć o sobie, że wyznacza trendy w dziedzinie praw człowieka, akurat w tym konkretnym przypadku ubiegły ją aż dwa inne regiony – Ameryka Łacińska, bo tam od 1994 roku obowiązuje Konwencja z Belém do Pará i Afryka – Protokół z Maputo z 2003 roku – w sprawie zapobiegania i zwalczania przemocy wobec kobiet.
Na pewno Rada Europy wyprzedziła inną organizację międzynarodową, wielokrotnie z nią myloną – Unię Europejską. Sama Unia przyjęła tzw. dyrektywę ofiarową mówiącą o minimalnym standardzie ochrony ofiar przestępstw, która znacznie poszerzyła zakres ochrony przed przemocą kobiety na terenie państw UE, ale było to dopiero w 2012 roku. I zdając sobie sprawę z tego, że Konwencja Stambulska jest szerszym dokumentem – Unia jako podmiot prawny również przystąpiła do konwencji w 2017 roku, niemniej jeszcze jej nie ratyfikowała. Ratyfikacja bowiem nie jest możliwa, jeśli nie ratyfikują jej wszyscy członkowie UE, a kilka krajów na razie tego nie zrobiło (m.in. Węgry, Bułgaria, Czechy, Litwa, Łotwa i Słowacja).
Właściwe unormowanie uprawnień oraz umożliwienie ofiarom przestępstw korzystania z tych uprawnień w praktyce – o czym traktuje dyrektywa ofiarowa – ma służyć łagodzeniu bezpośrednich skutków przestępstw, ale przede wszystkim przeciwdziałać pojawieniu się dalszych, pośrednich ich następstw, które wynikają z niewłaściwego traktowania ofiar i lekceważenia ich potrzeb (wiktymizacja wtórna). Ma też zapobiegać aktom zastraszania i zemsty ze strony sprawców oraz osób z ich otoczenia społecznego, które to akty przybierają często postać zachowań przestępczych.
Każdy z przepisów konwencji ma na celu zapobieganie przemocy, pomoc ofiarom i zapewnienie, by sprawcy stanęli przed obliczem wymiaru sprawiedliwości. Konwencja zawiera zestaw prawnie wiążących standardów dla lepszej ochrony i wsparcia, stanowi ważny krok w kierunku kompleksowej i zharmonizowanej reakcji, w celu zapewnienia wszystkim kobietom życia wolnego od przemocy. Co ważne, jej przepisy stosuje się nie tylko do kobiet, ale do wszystkich osób pokrzywdzonych przemocą (czyli też mężczyzn, dzieci czy seniorów itp.).
Konwencja wskazuje, jakie kroki i działania należy podjąć, żeby ograniczyć skalę tego zjawiska, a także jakie kroki podjąć, gdy do przemocy już doszło. Do zadań prewencyjnych należy m.in. przygotowanie procedur przesłuchań policyjnych chroniących przed wtórną wiktymizacją; monitorowanie, zbieranie danych na temat przestępstw z uwzględnieniem płci; prowadzenie działań edukacyjnych (prowadzenie akcji informacyjnych w zakresie przeciwdziałania przemocy wobec kobiet, w tym szkoleń i informacji dla chłopców i mężczyzn), działania interwencyjne obejmują m.in. szkolenie urzędników, funkcjonariuszy, sędziów i prokuratorów, a także tworzenie przepisów prawnych i szerokiej oferty wsparcia dla osób pokrzywdzonych (zapewnienie oficjalnej infolinii działającej 24 godziny na dobę dla ofiar przemocy oraz portalu z informacjami; zapewnienie odpowiedniej liczby schronisk oraz specjalistycznych ośrodków wsparcia; powstanie dedykowanych wydziałów na policji i w sądach).
Polska
Do czasu przyjęcia konwencji w Polsce mówiło się o przemocy w rodzinie czy przemocy domowej, a nie o przemocy wobec kobiet w ogóle – a konwencja obejmuje całe spektrum przemocy, jakie spotyka kobiety nie tylko od bliskich osób.
Przed przyjęciem polskiej ustawy o przemocy w 2005 roku mówiło się, że przemoc w ogóle nie istnieje w rodzinie, że „zdarza się, ale w konkubinatach”, a jak już się zdarzy, to dlatego, że „zupa była za słona”. Pobite kobiety chodziły w zimę w okularach przeciwsłonecznych i zamiast zgłosić sprawę na policję, udawały, że „spadły ze schodów”.
Nowelizacja z 2010 roku, która m.in. wprowadziła bardziej edukacyjny, niż egzekucyjny zapis o szkodliwości bicia dzieci, również zmieniła nastawienie społeczeństwa do popularnych klapsów. Dziś już ktoś raczej dwa razy się zastanowi, nim publicznie pochwali się, że „był bity, ale wyrósł na ludzi” albo że sam klapsem wychowuje dzieci.
Wyznania znanych osób (np. Władysława Kozakiewicza, mistrza olimpijskiego z 1980 r., od którego pochodzi słynny „gest Kozakiewicza”, który po latach opowiedział, jak ojciec go katował) – pomagały „oswoić” ten trudny temat. Dużo też dało nagłaśnianie przypadków stosowania przemocy przez osoby publiczne czy znane: o swoich doświadczeniach z przemocowym mężem opowiadała Hanna Lis, Katarzyna Figura, a ostatnio żona (byłego już) działacza PIS-u – Karolina Piasecka, która wystąpiła później nawet w reklamie rajstop Adrian ucharakteryzowana na ofiarę przemocy.
Jedno z haseł feminizmu 2 fali brzmiało „Prywatne jest polityczne” – wielką siłę emancypacyjną miały wyznania kobiet, które padały ofiarą gwałtu czy przemocy domowej oraz nagłaśnianie konkretnych przypadków. To dawało innym kobietom siłę do ujawnienia skali nadużyć i zachęcało je do walki o swoje prawa.
Przemoc domowa powoli przestawała być tabu. Zmieniać zaczął się punkt ciężkości w społecznym odbiorze zjawiska przemocy – wstydzić miała się nie ofiara, lecz sprawca.
Ale nadal w dyskusjach publicznych niewiele mówiło się o roli stereotypów w utrwalaniu nierówności. Na przykład, że mężczyźni również są tych stereotypów ofiarami – według najpopularniejszego stereotypu to mężczyzna jest głową rodziny, musi więc zarabiać, pracując ponad siły po kilkanaście godzin dziennie, rzadko na co dzień widując dzieci czy uczestnicząc w życiu rodziny.
Warto przypomnieć, że stereotyp „patronki domowego ogniska” jest wymysłem amerykańskiej popkultury, która w czasie II wojny promowała kobiety do fabryk broni, ze słynnym plakatem dziarskiej robotnicy z hasłem „We can do it”, ale już po wojnie, kiedy mężczyźni masowo wracali z frontu, okazało się, że rynek pracy nie jest przygotowany na obecność kobiet i musiały ustąpić miejsca mężczyznom, oraz zadbać o przyrost naturalny w kraju zdziesiątkowanym przez wojnę.
Podobna „rewolucja” nastąpiła w Polsce po 89 roku, kiedy to uzyskaliśmy wolność od narzuconego ustroju, ale też jednocześnie bezrefleksyjnie odrzuciliśmy, to, co za komuny było dobre – publiczne żłobki i przedszkola oraz aborcję z powodów społecznych. Wiele kobiet musiało w związku z tym „odrzuceniem” zrezygnować z pracy, bo nie miało co zrobić z małymi dziećmi, a dzieci rodziło się więcej, bo aborcja nie była już tak dostępna (a środków antykoncepcyjnych brakowało).
System przeciwdziałania przemocy w Polsce wciąż jest niedoskonały, mimo ratyfikacji konwencji, mimo polskiej ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzie.
„Dlaczego ona nie odchodzi?” – każda osoba zajmująca się zapobieganiem przemocy zna mechanizm funkcjonowania ofiary w przemocowym związku i wie, że nie jest łatwo opuścić sprawcę. Opisuje to metafora żaby – gdy wsadzi się ją do zimnej wody i zacznie ją podgrzewać, żaba nawet się nie zorientuje, że się gotuje. Ale ta sama żaba wrzucona do wrzątku na pewno z niego wyskoczy.
Powodów jest bardzo dużo, są powody psychologiczne – tkwi w przemoczonym związku dla dzieci, bo przysięgała w kościele; ekonomiczne – bo nie pracuje i mąż jest jedynym żywicielem rodziny; społeczne – bo presja rodziny, małej miejscowości jest duża: „W naszej rodzinie nie ma rozwodów”.
Ale załóżmy, że kobieta jednak odejdzie od sprawcy przemocy – co czeka ją dalej?
Nawet jak uda jej się uciec do schroniska, może tam być przez 3 miesiące – w tak krótkim czasie nie da się załatwić spraw prawnych, znaleźć pracy i wynająć mieszkania. Często zasiłek, który dostaje w tym czasie nie wystarcza, żeby w ogóle wyżyć z dziećmi. Nawet jeśli zgłosiła sprawę policji i istnieje Niebieska Karta – gmina i instytucje nie mają silnego instrumentu, żeby spowodować zaprzestanie trwania przemocy. I w Polsce organy są nastawione raczej na to, żeby zachować ciągłość rodziny, a nie pomóc się kobiecie usamodzielnić. Państwo też w niewystarczający sposób ściga sprawców – kary wciąż są stosunkowo niskie (to samo dotyczy kar za zgwałcenie), ok. połowa w zawieszeniu – większość sprawców w ogóle nie uważa tego za karę!
Nakaz opuszczenia lokalu stosowany jest bardzo rzadko, mimo nowelizacji ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie i kodeksu postępowania cywilnego z 2020 roku. Nie ma też obowiązku zgłaszania się na programy korekcyjne dla sprawców. Rząd również wielokrotnie wraca do pomysłu, żeby stosować mediacje w sprawach rodzinnych, ale według karnistów (najsłynniejsza prof. Monika Płatek z UW) jest to nieetyczne, bo nie mediuje się ze sprawcą przemocy, tak jak nie negocjuje się z terrorystą!
Żeby znać skalę problemu, trzeba dysponować wiarygodnymi statystykami rozbitymi na płeć. Dostępne polskie statystyki i badania bardzo często nie uwzględniają zmiennej „płeć”, przez co nie jest możliwe dokładne oszacowanie skali zjawiska przemocy wobec kobiet, a niektóre obszary, takie jak przemoc ekonomiczna czy seksualna, charakteryzują się bardzo fragmentarycznymi danymi. Ze statystyk Niebieskiej Linii wynika, że rocznie 30 tys. polskich kobiet staje się ofiarami przemocy seksualnej. Stanu tego nie odzwierciedlają w ogóle statystyki policyjne! Tymczasem całkiem możliwe, że ta liczba w rzeczywistości może być nawet dwa razy większa, bo wiele ofiar zwyczajnie wstydzi się zgłosić sprawę na policję. Dodatkowym czynnikiem, który wyzwala w kobietach niechęć do takiego zawiadomienia, jest to, że są one ofiarami swoich najbliższych.
Co dała Konwencja?
Co ciekawe, w trakcie prac nad konwencją w Strasburgu, większość rozwiązań prawnych zawartych w konwencji już i tak znajdowała się w polskim prawie – ale rozproszona po Kodeksie Karnym, Cywilnym, różnych paragrafach, bez jednej ustawy, która by to wszystko spajała i cały czas było jednak sporo luk. Polska chcąc dostosować się do umowy międzynarodowej, musiała poczynić pewne kroki w regulacji swojego prawa.
Częściowo zadanie to spełniła Ustawa o przeciwdziałaniu przemocy domowej z 2005 roku, znowelizowana w 2010, ale nawet w tytule widać, że skupia się ona na problemie przemocy występującej w związkach rodzinnych, a nie wobec kobiet w ogóle. W czasie trwania prac nad konwekcją przyjęto też ustawę o stalkingu (luty 2011 r.), co wypełniło jedną ze znaczących luk.
Od podpisania konwencji przez polski rząd do jej ratyfikacji udało się dokonać jednej z największych zmian wyrażających filozofię konwencji – zmienić artykuł dotyczący trybu ścigania za gwałt (w 2013 roku). Zaawansowane prace nad odpowiednimi zmianami w przepisach toczyły się już w Sejmie przed podpisaniem konwencji. W maju 2012 r. do laski marszałkowskiej wpłynął poselski projekt ustawy o zmianie ustawy – Kodeks karny oraz ustawy – Kodeks postępowania karnego (druk 532), który m.in. przewidywał uchylenie art. 205 Kodeksu karnego. To właśnie art. 205 kodeksu karnego, zanim został uchylony, przewidywał ściganie przestępstwa zgwałcenia (art. 197 § 1-4 KK), wykorzystania bezradności (art. 199 § 1 KK), a także nadużycia zależności lub krytycznego położenia (art. 198 KK- jeżeli określony w tym przepisie stan ofiary nie jest wynikiem trwałych zaburzeń psychicznych) na wniosek pokrzywdzonego. Ostatecznie projekt ustawy został uchwalony przez sejm 13 czerwca 2013 r., 8 lipca 2013 r. Prezydent podpisał ustawę, a 6 miesięcy po jej ogłoszeniu w Dzienniku Ustaw RP, weszła w życie (27 stycznia 2014 r.).
Skutkiem uchylenia art. 205 kodeksu karnego było ujednolicenie trybu ścigania przestępstw określonych w rozdziale XXV KK, czyli wprowadzenie powszechnie w tym zakresie trybu ścigania z urzędu. Ta istotna zmiana w systemie prawnym spełniała wymogi określone przez konwencję.
Jak trudne to było przedsięwzięcie, pamięta przede wszystkim r. pr. Anna Puchacz-Kozioł, prawniczka z którą pracowałyśmy nad konwencją w biurze pełnomocniczki ds. równego traktowania.
Czułam, że pracujemy nad epokową zmianą, nie tylko w prawnym kontekście, ale i społecznym – opowiada. – Gwałt postrzegano jako prywatną sprawę pokrzywdzonej i to ona miała sama zdecydować czy chce ukarania sprawcy czy nie – podkreślano. Wskazywano na wtórną wiktymizację podczas trwania postępowania karnego, a z drugiej strony proponowano wzrost kar. Działania te miały na celu odstąpienie od proponowanych zmian. Nie traciliśmy jednak z pola widzenia faktu, że obowiązujące regulacje prawne nie uwzględniały zachodzących od lat przemian w zakresie obyczajowości seksualnej i moralności społeczeństwa. Wioskowy tryb ścigania stwarzał podłoże do nacisków na osobę pokrzywdzoną celem rezygnacji z żądania ścigania, które polegać mogło na przemocy fizycznej lub psychicznej, szantażu lub też przekupstwa. W demokratycznym państwie prawa, taka sytuacja, wydawała się nam niedopuszczalna – wspomina Anna Puchacz Kozioł.
Warto podkreślić, że w uchwalonej ustawie z dnia 13 czerwca 2013 r., wprowadzono także inne istotne zmiany np.: trybu przesłuchania – poprzez dodanie art. 185c do kodeksu postępowania karnego, który przewidywał nowy trybu przesłuchania pokrzywdzonego w sprawach o przestępstwa określone w art. 197-199 k.k.: tj.: zasadniczo jednokrotne przesłuchanie w toku postępowania przygotowawczego, na posiedzeniu prowadzonym przez sąd, obligatoryjnie utrwalane za pomocą urządzenia rejestrującego obraz i dźwięk (zmiana w art. 147 § 2a k.p.k.); uczestnictwo w przesłuchaniu biegłego psychologa, który, jeśli stosowny wniosek złoży pokrzywdzony, będzie osobą tej samej płci, co pokrzywdzony, chyba że będzie to utrudniać postępowanie. Powyższe rozwiązania pozwalają zapobiegać wtórnej wiktymizacji ofiary. Dyrektywa ofiarowa UE znacząco przyspieszyła te zmiany, ponieważ jej wprowadzenie do prawa polskiego jest obowiązkowe i ma ściśle określony czas (którego nie przestrzeganie grozi sankcjami finansowymi), co akurat nałożyło się w czasie z pracami nad Konwencją Rady Europy.
W kolejnych latach wprowadzono między innymi procedurę, w ramach której ofiara przestępstw seksualnych może być przesłuchiwana tylko raz, w ciągu 14 dni od dokonania zgłoszenia, w obecności psychologa, sądu i prokuratora. Przesłuchanie jest nagrywane i odtwarzane w czasie rozprawy, co ma zapobiegać wtórnej wiktymizacji ofiary.
Została w końcu uruchomiona całodobowa linia dla osób doświadczających przemocy – od 1 stycznia 2017 roku działa Ogólnopolski Telefon dla Ofiar Przemocy w Rodzinie o nr 800 120 002.
Później planowano wpisanie do ustawy o przemocy w rodzinie definicji przemocy ekonomicznej, ale mimo, że znalazło się to w oficjalnych planach czyli Krajowym Programie Przeciwdziałania przemocy w rodzinie na lata 2014-2020, jak dotąd, nie zostało zrealizowane. W chwili obecnej sędzia rozstrzygający w sprawach o przemoc, gdzie często przemoc ekonomiczna jest jednym z elementów, stosuje przepisy kodeksu cywilnego (art. 27 i 128, które mówią o uchylaniu się od łożenia na gospodarstwo domowe i obowiązku alimentacji Kodeksu rodzinnego i opiekuńczego czy zapis o „zaniechaniu” z ustawy o przemocy w rodzinie) i stosuje je głownie w odniesieniu do dzieci, a nie kobiet – a kobiety też padają ofiarami przemocy ekonomicznej – najbardziej typowym jest wydzielanie im pieniędzy i kontrolowanie wydatków. Poza tym kobieta jest osobym bytem od „rodziny”, co powinno w końcu mieć również odzwierciedlenie w tym wypadku.
Prace nad konwencją trwały długo – negocjacje na forum Rady Europy były trudne i żmudne. a potem w Polsce – jeszcze trudniejsze, bo prowadzone w niezdrowej atmosferze nadmiernego zainteresowania mediów i strony konserwatywnej. Sprawę utrudniał brak jedności w rządzie, ale doskonałe umiejętności dyplomatyczne Agnieszki Kozłowskiej-Rajewicz i jej niespotykana determinacja sprawiły, że została podpisana. Ratyfikacja nastąpiła stosunkowo krótko po tym fakcie. Co się stało w międzyczasie, że zaczęto mówić o jej wypowiedzeniu?