Press "Enter" to skip to content

Wzmocnienie kobiet (ang. empowernment)

– Tak, lubimy się pochwalić, jak to Polkom wcześnie na tle innych europejskich krajów (szczególnie lubimy tu powytykać opóźnienie Francji czy Anglii), przyznano prawa wyborcze, ale wcale nie jestem przekonana, że wydarzyłoby się to tak szybko, gdyby nie specyficzna sytuacja „nowego początku”, bo czymś takim było niewątpliwie odzyskanie niepodległości i konieczność/możliwość (od)budowania państwa, ustanawiana na nowo reguł jego funkcjonowania – uważa Olga Wiechnik, autorka książki „Posełki. Osiem pierwszych kobiet”, dziennikarka i redaktorka. – W tym nowym porządku nie znalazłoby się prawdopodobnie miejsce na prawa dla ponad połowy jego obywateli, gdyby kobiety o nie zawalczyły. Bo to oczywiście nie jest tak, że Piłsudski te prawa kobietom podarował. Pierwsze nowopowstające struktury władzy nie przewidywały praw wyborczych dla kobiet, nawet struktury związane z lewicą (jak Centralny Komitet Narodowy). To ponadzaborowa i ponadklasowa mobilizacja kobiet o bardzo różnych poglądach doprowadziła do tego, że ich głos musiał zostać wzięty pod uwagę – rok przed odzyskaniem niepodległości w Warszawie odbył się wielki zjazd kobiet upominających się o swoje prawa. Nie byłby on możliwy, gdyby ruch kobiecy nie działał na terenach polskich od dziesięcioleci. To w wyniku tego zjazdu wyłoniono delegację kobiet, które poszły potem do Piłsudskiego z żądaniem podpisania dekretu, przyznającego im prawa polityczne. Oczywiście Piłsudski też miał w tym interes – o przyszłości niektórych terenów przesądzić miały plebiscyty, a głosy Polek to głosy za Polską. Ale to też pokazuje, że wtedy, kiedy się to mężczyznom „opłaca” uznają prawa kobiety, ale kiedy nie widzą w tym swojego interesu, już niekoniecznie. 

Dopiero od czasów tzw. ustawy kwotowej przybywa kobiet w polskim parlamencie, nadal jednak jest ich niewiele ponad 30 proc. Dlaczego? Dlaczego w ogóle równy udział kobiet w podejmowaniu decyzji politycznych jest tak ważny? Olga Wiechnik wyjaśnia to na przykładzie kilkuletniej walki pierwszych polskich posłanek o zmianę prawa cywilnego.

– Mimo że w konstytucji funkcjonował już zapis o równości wszystkich obywateli bez względu na płeć, Polki wciąż były dyskryminowane – opowiada. – Należy pamiętać, że prawa polityczne, które wywalczyły sobie już w 1918 roku, na ich życie codzienne większego wpływu nie miały, a to ze względu na przepisy zawarte w kodeksie karnym i cywilnym. Kodeksy te głosiły bowiem, że kobieta nie jest zdolna do podejmowania samodzielnych decyzji, że nie może dysponować własnym majątkiem, że jej zarobki należą do męża, że prawa rodzicielskie w całości przysługują ojcu, że żona winna jest mężowi całkowite posłuszeństwo itd.. I o zmianę przede wszystkim tych zapisów walczyły posełki i tu napotykały na ciągłe przeszkody, na wieczne „nie teraz”, „są pilniejsze sprawy”, „to zbyt skomplikowane”. Gdyby kobiet w sejmie nie było, mężczyźni by się o to nie zatroszczyli, bo nie byli chętni do pozbywania się władzy nad kobietami. Albo po prostu nie widzieli problemu – jak to wielokrotnie w badanym przeze mnie okresie bywało. Choćby w przypadku banalnego niby i prostego do zmienienia zapisu, w myśl którego Polka, wychodząca za cudzoziemca przyjmowała automatycznie jego obywatelstwo, a co za tym szło, nie mogła podejmować pracy w bardzo wielu zawodach. Problem polegał na tym, że w porozbiorowym społeczeństwie bardzo wielu Polaków miało obce obywatelstwa. I, oczywiście, przepis ten w przypadku mężczyzn nie działał – mężczyzna niczego nie tracił. Posłowie nie widzieli w tym zapisie problemu – bo ich to nie dotyczyło. To kobiety w sejmie podjęły walkę o zmianę tego i bardzo wielu innych przepisów krzywdzących kobiety. Bez kobiet w strukturach władzy nie mamy co liczyć na to, że ktoś problemy kobiet nie tylko spróbuje rozwiązać, ale choćby dostrzeże. Oczywiście, czy ta reprezentacja będzie skuteczna, to już inna kwestia.

Pages: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21