Press "Enter" to skip to content

Wzmocnienie kobiet (ang. empowernment)

Sławomira Walczewska uważa, że dziś więcej powinno się mówić o roli kobiet w polityce, o kobietach w parlamencie. Prawa wyborcze mamy, teoretycznie do polityki nikt nam nie broni dostępu, tyle że musimy chcieć z tego skorzystać i grać do jednej bramki.  

Polityka to gra zespołowa, pojedynczo nawet tak wybitna feministka, jak Izabela Jaruga-Nowacka, nie mogła wiele zdziałać. Potrzebne są koalicje posłanek, również ponadpartyjne, choćby doraźne, dla załatwiania feministycznych spraw – mówi. – Potrzebne są zespoły feministycznych doradczyń i współpracowniczek, które będą stały za każdą feministyczną posłanką. Musimy przestać się naiwnie cieszyć, że ktoś „nasz” dostał się do sejmu. Nie wystarczy pojedyncza, furkocąca chorągiewka. Potrzebujemy zespołów, które faktycznie będą załatwiać nasze feministyczne sprawy w stałej współpracy i kontakcie z feministycznymi działaczkami i ekspertkami. 

Ciekawe jest jednak to, że część kobiet do tej wspólnej bramki wcale grać nie chce. Niektórym z nich naiwnie wydaje się nawet, że bez tych praw, by się obyły. 

Z faktu bycia kobietą nie wynika oczywiście w prosty sposób działanie na rzecz równouprawnienia. Kobiety są często najlepszymi strażniczkami patriarchatu, bo w nim wyrosły i zinterioryzowały wiele jego mechanizmów – tłumaczy Wiechnik. – Historię pisali dotąd mężczyźni. Istnienia w niej kobiet najczęściej po prostu nie uwzględniali. Kiedy dorasta się w świecie (pozornie) tworzonym wyłącznie przez mężczyzn, nabiera się przekonania (najczęściej nieuświadomionego, ale głęboko zakorzenionego), że to „naturalny” porządek rzeczy. Że jako dziewczyna mogę ewentualnie pójść na studia humanistyczne (jeśli w ogóle), mogę zostać nauczycielką albo podjąć pracę w innych gorzej opłacanych, bo sfeminizowanych dziedzinach. Ale np. studia inżynierskie, praca w polityce, wysokie stanowiska – to wszystko są przecież zajęcia dla mężczyzn. 

Według autorki „Posełek…” sposobem na kruszenie tego zakorzenionego mechanizmu mogłoby być np. pokazywanie w przestrzeni publicznej kobiet w rolach innych niż żony i matki czy używanie w języku (zupełnie w przypadku polszczyzny naturalnych dla niej) feminatywów. Wiechnik powołuje się tu Zofię Moraczewską, która twierdziła, że zmiana zaczyna się w słowie. Moraczewska uważała również, że obecność kobiet w polityce, może istotnie odmienić jej oblicze. 

Tak pisała Zofia pod koniec życia w tekście, który nazwała swoim „testamentem” – cytuje autorka książki o pierwszych polskich parlamentarzystkach. –  „[Potrzeba] nowego sposobu myślenia i uporczywej, długotrwałej – bardzo ciężkiej walki z rutyną i tradycją – która nauczyła ludzi od wieków wielbić przede wszystkiem czyny zbrojne, bohaterstwo w walce z wrogiem, czym uświęciła i otoczyła aureolą proste morderstwo – zabijanie człowieka”. [źródło: Moraczewska Zofia, Mój Testament. Pisany do ogółu Kobiet Polskich w roku 1945, Wrocław 1946].  Moraczewska mówiła, że za dużo w polskiej polityce, w przekazie historycznym gloryfikowania konfliktów, przedstawiania wojny jako czegoś wielkiego i wspaniałego, śmierci w obronie ojczyzny jako najwspanialszego losu, a za mało jest przykładów pracy na rzecz zapobiegania konfliktom, nauki mediowania, prób zrozumienia innych perspektyw zamiast narzucania własnej. I że to drugie właśnie polskiej polityce mogłyby zaoferować kobiety. 

Pages: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21